PODPOWIEDZI:

Katastroficzne Wizje Przyszłości Spełniają Się na Naszych Oczach

Katastroficzne Wizje Przyszłości Spełniają Się na Naszych Oczach

Rozwój e-sportu, wirtualnej i rozszerzonej rzeczywistości oraz innych zdobyczy technologicznych niepokoi graczy „starej daty”, takich jak ja. Mam wrażenie, że wkroczyliśmy na ścieżkę, z której nie ma powrotu, a przed którą ostrzegali nas pisarze sci-fi z dawnych czasów. Czy przyszłość, o którą zabiegamy, jest tym, czego naprawdę potrzebujemy?

Wehikuł czasu - to byłby cud!

Moje pierwsze wspomnienia z grami i elektroniczną rozgrywką krążą wokół starego monitora marki Unitra i komputera Commodore 64. Pamiętam, że z braćmi mieliśmy tylko jeden joystick, a jednak zazwyczaj bawiliśmy się wszyscy razem. Graliśmy na zmianę, dopingowaliśmy się, było głośno i emocjonująco. Nie istniało coś takiego jak PEGI, więc każda gra w praktyce była dozwolona dla każdego.

Wynikiem zakupu przez moją rodzicielkę pierwszej konsoli było nawiązanie nowych przyjaźni, które utrwalały się poprzez spotkania, podczas których bawiliśmy się przy rozmaitych tytułach. Praktycznie zawsze razem. Gdy nadeszła epoka internetu w moim domu pojawił się pierwszy komputer uzbrojony w Windowsa 95 i modem. 32 mb RAM-u w tych czasach było w zasadzie luksusem, dzięki któremu mogłem odpalić większość najświeższych tytułów.

Gry z tego okresu miały największą wartość. Jaką? Beznadziejną grafikę, dzięki czemu każda rozgrywka uruchamiała te obszary mózgu, które są odpowiedzialne za wyobraźnię. Do tego większość produktów miała rozbudowane, staranne opisy zarówno w grze, jak i w instrukcji do niej. Nieco inna była też natura graczy, ogółem. Nie istniały jeszcze gry MOBA, a gatunek MMO opierał się głównie na MUD-ach. Błogosławieństwo internetu służyło głównie do nawiązywania nowych znajomości, poznawania ludzi i ich światów, a nie do rywalizacji. Nawet w mniejszych miasteczkach nietrudno było natrafić na salony gier, w których za kilka złotych mogłeś się wyszaleć. Dzieciak po takim obcowaniu ze światem elektronicznej rozrywki miał zdrowy, spokojny sen, podczas którego nieraz kontynuował te przygody.

Contra. Jeden z klasyków na Pegasusa

Prorok, artysta czy wizjoner?

W czasach, w których nie było jeszcze komputerów, ani telewizji ludzie nie mieli problemów z fantazjowaniem. Co ciekawe wiele z ich wizji spełniło się. Juliusz Verne wymyślił elektryczne łodzie podwodne w 1870, a te pojawiły się w naszym świecie prawie sto lat później, powieść o potworze Frankensteina z 1800 roku dała podwaliny do tego, co dzisiaj nazywamy przeszczepami, nie chcę już się nawet cofać do latającej maszyny Leonarda da Vinci, na którą pomysł zrodził się w epoce renesansu, a może nawet i wcześniej.

Najbardziej niepokojący jest jednak fakt, że spełniają się też te mroczne, brutalne wizje. O ile historia Frankensteina stała się inspiracją nie tylko dla nazistów, ale i dla tych lekarzy, którzy chcieli ratować żywych, a nie wskrzeszać umarłych, o tyle nie jest już tak wesoło jeżeli chodzi o bombę atomową, rozwijające się w błyskawicznym tempie choroby, GMO, broń biologiczną, robotykę, technologię militarną i stan środowiska, wynikający z naszych działań. To wszystko zostało już opisane w różnych dziełach na przestrzeni lat.

Technologia, z którą spotykamy się na co dzień pojawiła się w wyobraźni wielu osób, na długo przed tym, zanim została opracowana. Rozmowy video, wirtualna rzeczywistość, rozszerzona rzeczywistość, hologramy, chipy lub karty płatnicze – te wszystkie elementy bardzo często pojawiają się w dziełach apokaliptycznych, a nie utopijnych. To mnie martwi.

Ale to już było...

Gdyby Bóg był graczem...

Gdyby Bóg był graczem to zapewne nie byłby zadowolony z obecnego stanu rzeczy. Idąc na logikę, każdy człowiek został wyposażony w naturalny mechanizm rozrywkowy, który można porównać tylko i wyłącznie z grami i być może filmami. Chodzi o sen. Podczas snu przeżywamy rozmaite, nieraz całkowicie surrealistyczne przygody, a tymczasem nasze ciała, a nawet i umysły odpoczywają. Podczas snu dzieje się coś pożytecznego dla nas samych, jak twierdzą badacze: kiedy śpimy, mózg porządkuje informacje zebrane przez cały dzień, dzięki czemu możemy cieszyć się między innymi błogosławieństwem pamięci.

Książka, a nawet komiks czy gra w starym stylu, nie wspominając już o RPG-owych grach wyobraźni, zapewnia dla mózgu podwalinę i rozbudza wyobraźnię. Obecnie technologia stoi na tak wysokim poziomie, że nieraz trudno się zorientować, że patrzymy na grę komputerową. Grafika w wielu tytułach jest tak dopracowana i szczegółowa, że nawet gdyby gra była przebogata fabularnie to ciężko byłoby się skupić na tych aspektach. Taki zabieg niesamowicie ogranicza wyobraźnię odbiorcy, a w zasadzie nawet redukuje ją do zera. Dla przykładu czytając książkę, czytelnik zawsze wyobrazi sobie głównego bohatera na swój sposób. Nie bez powodu postacie na okładkach wielu powieści mają zamazane, niewyraźne lub zacienione oblicza.

Po przejściu najlepszej gry w historii, wielokrotnie nagradzanego Wiedźmina 3 miałem mieszane uczucia. Wszystko widziałem, wszędzie byłem, uratowałem kogo chciałem, zabiłem tych co trzeba. Grałeś? Grałem. Chodzi o to, że przygoda z Geraltem kończy się po przejściu gry, natomiast po przeczytaniu książki dopiero się zaczyna, rozwija w wyobraźni czytelnika, który chętnie wraca do tego, co widział w swojej głowie, a o czym czytał w książce. Dobrym porównaniem są też gry z serii Fallout. To, co się z nimi stało na przestrzeni lat rozrywa moje serce. Wspaniała gra fabularna, z głęboką i interesującą narracją, systemem reputacji i mnóstwem talentów przerodziła się w strzelankę z elementami fabularnymi. Mechanika walki i poruszania się jest na tyle toporna, że wydaje się, że system sterowania mógłby polegać na point & click i byłoby lepiej. Zawartość fabularna jest skromna, za skromna jak na ten tytuł i zbyt niewiele znaczy dla całego przebiegu rozgrywki. Pozostaje więc zachwycać się grafiką i godzinami budować kolejne osady.

Kreatywność można wykorzystać na wiele sposobów

Historia lubi się powtarzać

Jestem pasjonatem filmów akcji, zwłaszcza tych nieco starszych tytułów. Są chwile, w których sam już nie wiem, do której wizji przyszłości jest nam bliżej, ale ostatecznie moje myśli zawsze wracają do trylogii „Matrixa”. Chodzi konkretnie o opowiedzianą w tym obrazie wizję zniewolenia ludzkości przez maszyny, które czerpią energię z uprawianych przezeń ludzi. W tym obrazie ludzie są w rzeczywistości niewolnikami wirtualnej rzeczywistości, która zagnieździła się w ich umysłach tak głęboko, że nie są w stanie odróżnić jej od rzeczywistości.

Po chwili zastanowienia doszedłem do wniosku, że zmierzamy w tym kierunku, dzięki dzisiejszemu rozwojowi przemysłu gier video. Technologie rozszerzonej i wirtualnej rzeczywistości są dostępne już dzisiaj dla każdego. Gogle VR pozwalają dla graczy wejść w buty swoich postaci. Sami tego chcieliśmy, wszak to my – gracze napędzamy tę machinę kupując kolejne gry. Dodajmy do tego wszystkie dzisiejsze możliwości technologii: niesamowita grafika, serwery dla milionów osób i możliwość kontrolowania postaci za pomocą ruchu gałek ocznych.

Wszystko na pozór wydaje się piękne, ale jeżeli zastanowimy się przez chwilę i sięgniemy po odrobinę wiedzy to dowiemy się, że możliwe jest podłączenie się do takich urządzeń z zewnątrz, tak samo jak do komórek, tabletów, komputerów itd. Możemy też się dowiedzieć o tym, że istnieje technologia, która pozwala na podłączenie się do różnych urządzeń i kontrolowanie ich za pomocą mózgu. To może być doskonałą zachętą do następnego kroku, o którym mogliśmy przeczytać i zobaczyć w psychodelicznych, niezbyt optymistycznych wizjach przyszłości, dla przykładu w „Johnym Mnemonicu”. Mam na myśli rozmaite implanty, które pozwolą na bezpośrednie podłączenie mózgu i konkretnego urządzenia za pomocą kabla.

Jeżeli będziemy szukać dalej to możemy też dowiedzieć się o tym, że trwają prace naukowe nad kontrolowaniem mózgu za pomocą światła lasera. Podczas prób na myszach okazało się, że po pobudzeniu konkretnych obszarów mózgu za pomocą wiązki laserowej, można wywołać konkretne zachowania u tych małych ssaków. Innymi słowy: możliwe jest kontrolowanie, zhakowanie mózgu. Pomijam temat wszystkich potwierdzonych lub niepotwierdzonych teorii spiskowych, ale od kilku lat trwają też intensywne prace nad samouczącą się sztuczną inteligencją.

Scena z filmu "Johnny Mnemonic"

W człowieku siedzi nie tylko potrzeba rozrywki, ale także chęć rywalizacji

Moje marzenia o wielkiej lidze piłki nożnej dla geeków i o pucharze koszykówki dla graczy komputerowych legły w gruzach już jakiś czas temu, gdy ktoś odkrył, że w łatwy sposób można przekształcić modyfikację do gry w niezależną grę. CS, Dota, LoL – czar tych gier nie przemija, chociaż mają do zaoferowania niesamowicie skromną zawartość. Ich urok to nie grafika, pomysł czy fabuła.

Wabik, który znajduje się w tego typu produkcjach dotyka mocno zakorzenionych cech człowieka – potrzeby rywalizacji, bycia docenionym i podziwianym. Powtarzalność i prostota tego typu gier zachęcają do grania nawet tych, którzy nie mają zbyt wiele czasu na takie rozgrywki, bo „wygram, jak nie tym razem to następnym”. Gracze mają ten sam poziom, te same uzbrojenie, te same możliwości na początku każdego meczu. Nie trzeba grać miesiącami, żeby zdobyć najlepszą broń, a kilkadziesiąt minut. Gry e-sportowe wykorzystują też naszą wrodzoną niecierpliwość i nadgorliwość, aby zachęcić nas możliwością łatwego postępu. Od niedawna coraz popularniejsze stają się walki robotów i wyścigi dronów, które doczekały się własnych lig. To jeszcze sport, e-sport, a może już coś zupełnie innego?

Czy zdążymy zmienić kurs?

Co dalej?

Niestety, ale mam wrażenie, że to, co się z nami dzieje jest swego rodzaju zamkniętym kołem. Czym więcej gramy, czym lepszy sprzęt kupujemy, tym bardziej izolujemy się od prawdziwego świata, a nawet od naszych własnych potrzeb i zainteresowań. Kto by tracił czas na organizowanie ligi hokeja dla graczy WoW-a, skoro za pomocą kilku kliknięć można zorganizować sieciowy turniej w jednej z wielu gier w popularnym dziś modelu F2P.

Każdy wie, że sport to zdrowie. Wiadomo też, że trzeba być gotowym na kontuzje. E-sport można bardziej porównać do palenia papierosów lub zażywania narkotyków, ponieważ z każdą sekundą spędzoną przy komputerze dewastujemy swoje ciało coraz bardziej, począwszy od wzroku i cery. Fakt, że jedynym co się rusza podczas gry to nasze palce, wcale nie poprawia tej sytuacji. Ciała e-sportowców, jak i wszystkich, którzy pracują siedząc, wcale nie odpoczywają, ale słabną. Najlepsi trenują wiele godzin przed zawodami, a to oznacza same szkody dla organizmu. Jeżeli do tego dochodzi brak odpowiedniej ilości snu oraz niedożywienie lub nadwaga to mamy niesamowity klops. Czym bardziej słabniemy, tym mniejszą mamy ochotę na aktywność fizyczną, a więc chętniej sięgamy po pada i klawiaturę, a to nas osłabia jeszcze bardziej.

Jeżeli ludzkości uda się odtworzyć i zastąpić wszystko, co występuje w naturze, łącznie z samymi ludźmi to czy na pewno będziemy w stanie odróżnić to, co jest prawdziwe od tego, co jest sztuczne? Czy wybierzemy właściwie? Czy to jest właśnie przyszłość, której chcemy i czy zdołamy oprzeć się „proroctwu Morfeusza”? A co Ty o tym myślisz?

blog comments powered by Disqus
Katastroficzne Wizje Przyszłości Spełniają Się na Naszych Oczach