PODPOWIEDZI:

NVIDIA RTX - Za wcześnie? Za drogo? Dla kogo?

NVIDIA RTX - Za wcześnie? Za drogo? Dla kogo?

Na tym etapie cała seria kart obarczonych dopiskiem RTX od NVIDIA ujrzała już światło dzienne i w tym materiale chciałbym wyjawić Wam swoją opinię na temat tego, co uważam na jej temat i dla kogo jest ona moim zdaniem sensownym rozwiązaniem.

Na wstępie chciałbym jasno i wyraźnie podkreślić, że jestem zwolennikiem wprowadzania nowych technologii graficznych, których ostatecznym celem jest wyniesienie obrazu w grach na wyżyny fotorealizmu. Uważam jednak, że aby ten na dobre zagościł na wielu platformach, pod które w końcu pisze się gry, potrzeba czasu, bo jedyną skuteczną drogą popularyzacji wyższych standardów jakości jest ich "przesiąkniecie" z dumnego PC Master Race na konsole. Już pewnie części z Was nadepnąłem na odcisk tym stwierdzeniem, niemniej zapraszam do dalszej lektury i polemiki w komentarzach.

NVIDIA RTX - Za wcześnie?

Początkowym zarzutem, który wysunąłem wobec Turinga, był fakt, iż na tym etapie nie da się w warunkach konsumenckich zweryfikować flagowych technologii, na których cześć został wręcz nazwany, czyli Ray Tracingu i DLSS. Testerom dostarczono co prawda dema, w których można było naocznie doświadczyć usprawnień, ale nie dano nam kompletnego tytułu, który z dobrodziejstw RTXa korzysta. Jak się pewnie spodziewacie, benchmarki są zamkniętymi scenariuszami, które w przypadku Ray Tracingu nie są w stanie zaspokoić ciekawości redaktora, bo w końcu chodzi o dynamiczne rzutowanie odbić światła w czasie rzeczywistym podczas zmian scen, czy ruchu, a nie na "gotowcu".

Turing nie powala na kolana, ale nie powalił też jeszcze samej NVIDII, choć ta zaczyna się już uginać pod ciężarem ostatnich spadków na giełdzie.

Wyższości DLSS wobec TAA dowieść miał benchmark z Final Fantasy XV, który okazał się nie w pełni miarodajny, jako że renderowane były obiekty niewidoczne na ekranie, czyli szwankował "culling". W związku z tym na chwilę obecną pozostało nam testowanie na "zwykłych" grach i siłą rzeczy porównywanie wyników do najlepszych kart graficznych z poprzedniej generacji, które w tych nie radzą sobie źle. Tym samym zatoczyliśmy jedno wielkie koło, czyli byliśmy zmuszeni do potraktowania Turinga nie jako przełomu, a po prostu standardowego skoku o rząd do góry, który wcześniej obserwować mogliśmy rok rocznie.

Wracając więc do pytania z akapitu, z perspektywy gracza RTX pojawił się znacznie za wcześnie, bo w najbliższym czasie nie zapowiada się na to, abyśmy dostali w swoje ręce grę, która Ray Tracingiem i DLSSem pozamiata Pascale. Słychać prędzej o opóźnieniach w ostatecznych premierach tytułów, które zapowiadano jako nosicieli tychże usprawnień, więc nie wygląda to różowo.

Inaczej jednak sprawy mają się, gdy popatrzymy na najnowsze RTXy z perspektywy profesjonalistów i streamerów. Dla tych pierwszych znacznie skoczyła wydajność w środowisku OpenCL i renderach graficznych, a dzięki rdzeniom Tensor pojawiła się równoczesna akceleracja obliczeń związanych z AI i deep learing podczas standardowych renderów. Już w czasach Pascala wielu profesjonalistów wybierało GTX 1080 Ti wobec Titanów, czy Quadro ze względów czysto ekonomicznych. RTX idzie w tym wszystkim o krok dalej, będąc jeszcze lepszą alternatywą, nawet przy obecnych cenach.

Streamerzy otrzymali natomiast świetny enkoder obrazu, który jest w stanie dostarczyć prawie takiej samej jakości, jak "kosztowne" enkodowanie programowe, które znacznie dociążało nawet wielowątkowe procesory. Pojawiła się więc możliwość odejścia od połączenia dwóch jednostek, w którym jedna służy do grania, a druga przechwytuje z niej obraz i enkoduje stream, by uniknąć lagów. Tym samym miejsce na biurkach nawet profesjonalnych streamerów stracić mogą urządzenia przechwytujące od Elgato, czy Avermedia, bo te nieodłącznymi pozostaną jedynie dla konsolowców. NVENC w Turingu jest w stanie przetwarzać stream w 8K przy 30 FPS co świadczy o jego potędze właściwie bez potrzeby dłuższego tłumaczenia. Dodatkowo mamy też zyski na bitrate, jako że ten może być o 15% niższy przy H.264 i aż o 25% przy HEVC, dostarczając tą samą jakość obrazu. 

NVIDIA RTX - Za drogo?

Można śmiało powiedzieć, że ceny RTXów wciąż uderzają większość populacji niczym rozpędzony autobus, jednak nie mogę oprzeć się wrażeniu, że najbardziej wokalną grupą, która wszem i wobec narzeka na tak wysoko postawioną barierę wejścia w Ray Tracingowy świat, jest ta, której budżet na komputer nie przekracza wartości samej karty. Nie chcę tutaj nikogo urażać, ani wykluczać, stwierdzam po prostu fakt, który w dużej mierze wpływa też na ogólny odbiór Turinga w gamingowej społeczności.

Testerzy także nie szczędzili gorzkich słów wobec najnowszych kart graficznych od NVIDIA, szczególnie będąc zmuszonym do zestawiania ich w grach, które nie są w stanie pokazać realnych zysków, jakie niosą ze sobą nowe technologie, bo tak jak mówiłem w poprzednim akapicie, tych nie ma na rynku.

Nie pozostało więc nic innego jak porównanie wydajności RTX 2080 do GTX 1080 Ti i RTX 2070 do GTX 1080. W obu przypadkach RTX wychodzi na nieznaczne prowadzenie, choć okupione jest to znacznie wyższą ceną, a różnica powiększa się jeszcze bardziej na niekorzyść Turingów gdy pod uwagę weźmie się rynek wtórny, bogaty w kuszące oferty. Pojawiały się także sytuacje, w których GTX 1080 Ti kompletnie niszczył RTXa 2080 ze względu na większą ilość posiadanego VRAMu, którego średniemu Turingowi w 4K potrafiło chwilami braknąć.

Nic więc dziwnego, że większość technologicznego światka przyjęło RTXy ze sporym dystansem, choć nie obyło się bez konkursów podkręcania między wiodącymi YouTuberami i wielu materiałów recenzujących poszczególne edycje, takie jak Gigabyte RTX 2080 WINDFORCE OC, czy MSI RTX 2080 GAMING X TRIO.

MSI RTX 2080 Ti GamingX Trio

Największym novum jest jednak RTX 2070, który wyszedł w dwóch wersjach, bowiem do czynienia mamy z tańszym chipem bez możliwości podkręcenia przez producenta i droższym, który na takowe pozwala. Różnicę między nimi można co prawda zamknąć ręcznie w prosty sposób za pomocą choćby MSI Afterburner, jednak tańsze edycje z "gorszym" chipem mają niższy potencjał do dalszego podkręcania. Oznacza to, że są to jednostki o niższej jakości krzemu, które w starych czasach miałyby niższy współczynnik ASIC, określający jakość chipa. Gorzej radzą sobie także z podniesionym power limitem, więc jeżeli macie zamiar bawić się w poważniejsze podkręcanie, to unikajcie tańszych wersji.

Sytuacja RTXa 2070 dobrze pokazuje też to, że produkcja tych układów nie stoi jeszcze na wysokim poziomie i NVIDIA najpewniej znacznie przyspieszyła proces wypuszczenia dużych dostaw na rynek, co przyniosło jej spore straty, jako że fabryki nie miały czasu na dopracowanie procesu produkcyjnego. Jak się pewnie spodziewacie, przy znacznych odrzutach koszty chipów rosną, a ceny rynkowe też muszą być w miarę zjadliwe, więc okazuje się, że przy Turingach partnerzy mogą liczyć na jednocyfrowe marże, co negatywnie odbije się na ich wyniki finansowe za czwarty kwartał.

NVIDIA akcje

Sama NVIDIA też zaliczyła z resztą spadki na giełdzie przy premierze nowych kart graficznych, co odbiło się szerokim echem po technologicznych mediach, jednak u nas takich newsów Wam nie zaserwowałem, bo nie była to ta ostateczna korekta, która nastąpiła dosłownie parę dni temu. Obecnie NVIDIA także stoi przed następną falą spadków, która spowodowana będzie coraz szerszymi problemami z pamięciami na RTXach, których jedynym dostawcom jest Micron, oraz ciągłymi opóźnieniami dostaw pre-orderów, które skłaniają do rezygnacji z zakupu.

Okazuje się bowiem, że coraz więcej RTXów wraca na gwarancje właśnie z powodu wadliwego VRAMu, więc jesteśmy bliscy następnej afery na miarę Applowego bendgate. Jeżeli chodzi o konkurencję z AMD, to na nowego RXa 590 już szykuje się przyzwoita kontra w postaci GTX 1060 z pamięciami GDDR5X, a Navi z kolei zapowiada się na średniaka, który wojował będzie z GTX 1070 Ti lub GTX 1080 niższą ceną i przyjaźniejszym środowiskiem z FreeSync 2 HDR na czele, którego pełnych implementacji wielu nie ma, więc realnego zagrożenia nie dostrzegam.

NVIDIA RTX - Dla kogo?

Dochodzimy więc do finału tego tekstu, czyli odpowiedzi na zadane w nagłówku pytanie : Dla kogo są RTXy? Pomimo wysokiej ceny istnieje na nie rynek zbytu w postaci entuzjastów, którzy marzyli o graniu w 4K przy 60 FPS na jednej karcie graficznej, bądź nawet w 4K przy 144 FPS, oczywiście gdy w grę wchodzą dwie karty i platforma HEDT. Mamy także profesjonalistów, którym wyższa moc obliczeniowa tak na prawdę zarabia pieniądze, bo skraca czas renderów i pozwala na wykonanie większej ilości zleceń, szczególnie w połączeniu z rdzeniami Tensor, które utylizować można w wielu wysokospecjalistycznych symulacjach medycznych i nie tylko. Na samym końcu mamy oczywiście graczy, którzy celują w nowinki, no i streamerów, którzy w swej codziennej działalności chętnie sięgną po najnowszego NVENCa, oszczędzając sporo pieniędzy na drugim komputerze, czy drogim procesorze.

Jak widzicie, te mało popularne grupy są tak na prawdę potężną siłą nabywczą, na którą liczyła NVIDIA, jednak ten popyt nie jest zaspokajany przez partnerów, walczących z kłopotami w łańcuchu dostaw. Mój ostateczny werdykt jest więc następujący : Turing nie powala na kolana, ale nie powalił też jeszcze samej NVIDII, choć ta zaczyna się już uginać pod ciężarem ostatnich spadków na giełdzie.

blog comments powered by Disqus
NVIDIA RTX - Za wcześnie? Za drogo? Dla kogo?
Autor: Paweł Rudy