Moda na drony jest obecnie ogromna. Sporo firm wykorzystuje to i wypuszcza na rynek sprzęt, który bardziej zaciekawia niż wnosi jakieś konkretne nowości. Czy tak właśnie jest z kieszonkowym dronem Wallet Drone? Oceńcie sami.
Zainteresowanie dronami wciąż rośnie. Kupują je często ludzie, którzy nie za bardzo znają się na tych urządzeniach, ale bez względu na wszystko chcą je mieć.
Nic dziwnego, że ich producenci hurtowo wypuszczają na rynek nowe modele, które w zdecydowanej większości nie wnoszą nic nowego.
W ostatnim czasie dużą uwagę przykuł malutki, kieszonkowy dron o nazwie Wallet Drone, który na Indiegogo zebrał grubo ponad 20 tysięcy dolarów. Zobaczcie film, który promuje ten model:
Co w nim takiego ciekawego? Jest określany mianem najmniejszego drona na świecie. Na pochwałę zasługuje kontroler, który pełni też funkcję pokrowca i akumulatora.
Na tym ciekawostki się kończą. Dron nie posiada bowiem kamerki. Nie wnosi absolutnie nic nowego na rynek tych urządzeń - prócz filigranowych rozmiarów.
Jak dla mnie, jest to zwykła zabaweczka do szpanowania. Polatamy tym chwile, odłożymy na bok i zapomnimy.
Dobrze, że chociaż cena nie jest kosmiczna - za Wallet Drone'a trzeba zapłacić 35 "dolców". Znajdzie zapewne masę nabywców.
Chyba trzeba się nauczyć konstruować drony, bo idą jak świeże bułeczki. Ciekawie, kiedy moda na nie minie i producenci bardziej skupią się na ich funkcjonalności niż zbędnych bajerach.
