
Jeżeli nie słyszałeś o Wiedźminie, to prawdopodobnie nie za wiele wychodzisz ze swojej piwnicy. Świat Wiedźmina to przede wszystkim znakomite książki i świetne gry. No, może serial i film trochę nie wyszły, ale przecież nie może być aż tak idealnie. Idylle przerywa też drobny konflikt między Sapkowskim – autorem oryginalnego Wiedźmina, a twórcami gier komputerowych. O co poszło? Jak nie wiadomo o co chodzi, to wiadomo o co chodzi. Jednak nie tylko o kasę tu ptaszki ćwierkają…
Później mówiono, że człowiek ten nadszedł od północy od bramy Powroźniczej. Nie o Andrzeju Sapkowskim tu mowa, ale o Geralcie z Rivii - tytułowym Wiedźminie. Cytat znany każdemu z fanów serii, rozpoczynający pięciotomową Sagę o Wiedźminie. Gdyby ktoś nie wiedział, kim są te całe „Wiedźminy”, to są to zrzeszeni w swoim bractwie osobnicy, poddani od dziecka intensywnym treningom, mający całkiem nieźle ogarnięte sztuki walki, eliksiry i magię. No i zabijający za mamonę potwory. A, że mitologicznych stworów w świecie Sapkowskiego co nie miara, to i wiedźmińska kabza stosunkowo często zapełniana była złotymi monetami zleceniodawców. Fach był to trudny, ale jak akurat nie zabił nas potwór, to można było z tego wyżyć…
Uniwersum Wiedźmina zostało stworzone przez wspomnianego już Andrzeja Sapkowskiego. Swoją drogą bardzo utytułowanego człowieka, co ciekawe – z wykształcenia ekonomistę, którego książki zostały przetłumaczone na niemal 20 języków. Sapkowski to z pewnością jeden z gigantów polskiej fantastyki, który stawiany jest nawet obok Stanisława Lema. Porównywanie ich twórczości jest jednak trochę bez sensu - to zupełnie inna bajka.
Oprócz znakomitych opowiadań i powieści, Wiedźmin to też niezwykle ciekawa marka. Wykorzystali to przedsiębiorcy ze spółki CD Projekt RED. Marcin Iwiński, jeden z autorów sukcesu komputerowego Wiedźmina, tak opisywał korzenie projektu:
„(…) wtedy pojawił się pomysł na „Wiedźmina”. To był wielki powrót do literatury Andrzeja Sapkowskiego, którego książki i opowiadania pochłanialiśmy dniami i nocami w czasach licealnych i studenckich. A kiedy okazało się, że prawa do wykorzystania fabuły i stworzenia gry są dostępne, to poczuliśmy się tak, jakbyśmy złapali Pana Boga za nogi.”
Grę o budżecie 20 milionów złotych rzeźbiono przez kolejne 5 lat, a jej premiera miała miejsce 2007 roku. Jak pewnie wiecie, okazała się ogromnym hitem, który kupiło aż 35 tysięcy osób w Polsce, jedynie w ciągu pierwszych trzech dni sprzedaży! I właściwie nie byłoby na tym sukcesie żadnej skazy, gdyby nie postawa autora scenariusza oryginalnego, który… Zrozumiał swój ogromny błąd. W jednym z artykułów niezadowolony wyznał co mu na sercu leży:
„Byłem na tyle głupi, że od razu sprzedałem wszystkie prawa do serii. Zaoferowali mi procent od zysków, ale powiedziałem, że żadnych zysków nie będzie, że chcę pieniądze teraz! To było głupie. Byłem na tyle głupi, że zostawiłem wszystko w ich rękach, ponieważ nie wierzyłem w ich sukces. Ale kto mógł przewidzieć taką popularność? Ja nie przewidziałem.”
Trudno nie zrozumieć żalu Sapkowskiego. Błąd jednak leżał po jego stronie: to było niczym wygranie miliona w totka i zgubienie kuponu. Każdy by się nieźle wkurzył z takiego obrotu sprawy. Z drugiej strony wylewanie żali na forum publicznym niekonieczne musi zostać dobrze przyjęte. Zwłaszcza, kiedy oprócz tęsknoty za utraconą szansą, nie możemy odpuścić kilku złośliwości. A Pan Andrzej złośliwości nie odpuścił. Wielu graczy zapamięta na długo jego słynne zdanie, jakoby nie znał wielu osób, które grały w Wiedźmina, ponieważ obraca się wśród osób inteligentnych. I choć tłumaczył się potem, swoją drogą dosyć nieudolnie, że był to żart nie najwyższych lotów na konwencie i miał jedynie charakter humorystyczny, to niesmak pozostał. Zwłaszcza, że wielu jego czytelników z przyjemnością odgrywało rolę Geralta w wersji komputerowej.
A to przecież nie jedyne smaczki rzucane tu i ówdzie przez Sapkowskiego. Choć te kolejne, są na swój sposób sensowne. „Gra narobiła mi sporo smrodu i g*wna” – to jeden z cytatów odnoszący się do kojarzenia jego książek jako wtórne wobec gier, a nie na odwrót. Autor Wiedźmina często wypowiadał ten zarzut jako jeden z głównych wobec gry. I choć sam ostatecznie stwierdził, że gra z pewnością jest dobra, bo gdyby nie była, to nigdy nie zostałaby sprzedana w takiej ilości egzemplarzy, to smród unosił się nie tylko z powodu wskazanego przez Sapkowskiego, ale również ze względu na jego niestosowne komentarze.
Andrzej Sapkowski nie wykorzystał szansy nie tylko w momencie podpisywania umowy z CD Projekt RED. Nie zdołał jej wykorzystać przez niemal cały ten okres, kiedy komputerowy Wiedźmin święcił triumfy. Zamiast wzbudzać małe skandale i napawać się nieprzyjemną duchotą, wytworzoną z własnej zgryzoty i pychy, może warto byłoby wykorzystać fejm związany z grą, dla jeszcze większego promowania swojej twórczości – skądinąd rewelacyjnej i na światowym poziomie? Czy George R.R. Martin płakał kiedy serialowa Gra o Tron zdobywała większą popularność niż jego książki? Nie sądzę.
Ostatnio autor „Sezonu Burz” i „Krwi Elfów” dostał jednak kolejną szansę. Zachęcony ogromną popularnością gry i dziesiątkami milionów sprzedanych jej egzemplarzy, gigant w produkcji seriali – Netflix, postanowił nakręcić swoją własną serię o Wiedźminie. W sieci zawrzało, fani książek i gier zaczęli zacierać ręce, a niektórzy ponoć dostali niemijającego ślinotoku. Podejrzewam, że Sapkowski tym razem wyciągnął lekcję ze swojego wcześniejszego blamażu i postanowił podpisać kontrakt na procent od zysków. Bo te mogą być ogromne! Jeżeli tak było, to za serialem nie powinno ciągnąć się coś nieprzyjemnego ze strony autora, tak jak miało to miejsce w przypadku komputerowych gier. Zwłaszcza, że będzie mieć on większe możliwości oddziaływania na serial, więc i projekt ten potraktuje zapewne bardziej osobiście.
Andrzeju, nie denerwuj się więc i odcinaj kupony od popularności swojego dzieła z większym spokojem. Złość wizerunkowi szkodzi, a nikt nie chce, żeby taka postać jak ty, kiepsko kojarzyła się na świecie.
blog comments powered by Disqus