
Rozmawiałem z Marcinem Sikorskim, ekspertem od Internetu Rzeczy. To pisarz, bloger i tester, zajmujący się nowymi technologiami od lat. Na co dzień można go znaleźć na stronie smartrzeczy.pl, a od czasu do czasu również na różnego rodzaju prelekcjach dotyczących szeroko pojętej nowoczesności w elektronice.
Rozmowa z ekspertem odbyła się zdalnie, ze względu na sytuację pandemiczną. Jej przebieg możecie zobaczyć w formie tekstowej poniżej, ale zachęcamy do obejrzenia filmu na naszej stronie.
Czym jest Internet rzeczy?
Aleksander Gałąska: Przed chwilą mówiłeś, że Internet Rzeczy nie jest właściwie w Polsce znany, no to od razu pytam - czym właściwie on jest?
Marcin Sikorski: Jakąkolwiek książkę byś nie wziął albo kogokolwiek byś nie spytał - każdy poda ci inną definicję. Taka najprostsza, którą ja staram się popularyzować, to takie cztery Z. Czyli złącz, zbierz, zanalizuj i zmień. Generalnie chodzi o to, że możemy wziąć sobie dowolny produkt - jaki byś chciał. Sensor, pralkę, samochód - cokolwiek co przyjdzie ci do głowy. Po pierwsze złącz - musisz to podpiąć do jakiejś sieci, najczęściej Wi-Fi. Po drugie zbierz - produkt musi zbierać jakieś dane, mniejsze lub większe. Czy to o szybkości, czy to jaka jest temperatura, oświetlenie - cokolwiek co by cię interesowało. Trzecie Z, zanalizuj, bo musimy te suche dane zmienić w fakty. Na samym końcu pozostaje zmień, czyli zmieniamy rzeczywistość wokół siebie. Tak w dużym skrócie to działa. Oczywiście na większą skalę, bo nie masz jednego produktu, ale setki takich produktów i one między sobą dzielą się zadaniami i tworzą inteligentną myśl.
A.G.: No właśnie - na ogół mówi się o inteligentnym sprzęcie. Jest cały wysyp różnych pralek, ludzie kupują zmywarki inteligentne, po co to komu? Czy to jest przydatne?
M.S.: Trzeba powiedzieć jasno - są jakby dwa światy. Jeden to świat konsumencki. Tutaj rzeczywiście fajne są te przykłady smartlodówek - smartpralek. Wszystko jest teraz inteligentne i sprawia, że twoje życie jest wygodniejsze. Drugi świat, który więcej na tym zyskuje, to świat infrastrukturalny - przemysłowy. Tam nie możesz popełnić błędu. Dochodzimy do etapu, w którym liczba danych, maszyn, produktów jest zbyt wielka i człowiek nie jest w stanie tego przerabiać. Właśnie takie produkty z obszaru IoT (Internet of Things, czyli Internet Rzeczy) są w stanie to zrobić. Gdyby nie one, to zatrzymałbyś się na pewnym etapie tworzenia i już go nie przeskoczył, bo człowiek nie jest w stanie tego zrobić.
Najwięcej zyskują więc firmy, infrastruktura i miasta, a w drugiej kolejności ludzie. To że tobie żyje się lepiej dzięki Internetowi Rzeczy, to jest efekt tego, że ten IoT jest we wszystkich obszarach wokół, a ty tego nie widzisz. Kiedy jednak próbuje się to ludziom jakoś sprzedać, to zaczyna się mówić o jakichś smartlodówkach, smartdrzwiach, zamkach i innych elementach. Po prostu żyje się wygodniej i wydajniej. I to jest największa wartość dodana tego wszystkiego.
A.G.: Czyli IoT może powoli wypychać ludzi z różnych obszarów pracy, zainteresowań, hobby?
M.S.: Jeżeli pytasz, czy zastąpi ludzi - to też jest pewien mit. Wiele raportów go już obala. To nie jest tak, że jutro wszyscy stracimy pracę. To jest raczej tak, że praca, która jest niebezpieczna lub monotonna, może i powinna zostać wykonana przez maszynę, i to się właśnie dzieje. Po to, aby ludzie zajęli się czymś bardziej kreatywnym. Tak, pewne zawody siłą rzeczy znikną - te, które są bardzo proste i może się nimi zająć maszyna. Podam ci przykład.
Przyjmijmy, że masz kogoś, kto zajmuje się umowami i wertuje, czy te umowy pod względem prawnym są prawidłowe lub nie. Taki człowiek pewnie jedną umowę może w pół, a może w godzinę zrobi, żeby potwierdzić, czy jest odpowiednia. Maszyna z takim Machine Learning jest w stanie w ciągu pięciu sekund to zrobić. Oczywiście jest pewien błąd statystyczny, który może zrobić, ale nie przebijesz maszyny pod tym względem. Więc tak, pewne zawody znikają, ale nikt nie mówi o tym, że pojawia się wiele innych zawodów.
Gdyby tak nie było, to nadal wszyscy byśmy twierdzili, że najlepiej jest zostać przy prostych maszynach: “Najlepiej ścinać pole kosą zamiast używać kombajnów, po co mi to, przecież to zabierze mi pracę”. No nie, po prostu twoja praca trochę się zmieniła i to jest coś, co warto ludziom mówić. Praca i świat się zmieniają, tylko ten dynamizm raz jest trochę szybszy, raz jest trochę wolniejszy. Nie, wszystkich zawodów nagle maszyny nie zastąpią i ludzie nadal będą potrzebni.
A.G.: No tak, raczej takie apokaliptyczne wyobrażenia można zostawić jednak w książkach…
M.S.: Jak najbardziej!
A.G.: Które jednak kształtują pogląd ludzki.
M.S.: Wiesz, żeby to uzupełnić, weźmy książki historyczne na temat tego, jak się zmieniał przemysł. Teraz mówi się o przemyśle 4.0. Pierwszy przemysł to tak naprawdę końcówka XVIII wieku, początek XIX. Wtedy maszyny szwalnicze zostały zastąpione przez automatyczne. Już wtedy pojawili się ludzie zwani ludystami, którzy mówili “zniszczyć to, spalić, bo zabiorą nam pracę”. Potem był przemysł 2.0, 3.0 i teraz jest 4.0, a inicjatywy ciągle te same. Te same grupki powstają, bo się boją. Świat się po prostu zmienia.
A.G.: Człowiek się bardzo łatwo przyzwyczaja przede wszystkim do tego, co jest mu znane. Szczególnie z wiekiem. Pewnie też stąd strach przed 5G. Sam korzystasz z jakichś smartproduktów?
M.S.: Przy tej ilości zadań i produktów, z którymi mam do czynienia w pracy, potrzebuję poza pracą mieć ostoję. Natomiast jeżeli jest możliwość, aby z produktów spływały dane, dzięki którym mogę mierzyć pewne wartości - nawet bardzo proste, chociażby smartwaga, która mi powie nie tylko, ile ważę, ale ile mam tłuszczu i o jaki procent to się zmienia. To jest to coś, co mi pomaga lepiej planować następne dni. Dla mnie IoT istnieje po to, aby dane usprawniały moje życie.
Przystępność produktów Internetu Rzeczy
A. G.: Myślisz, że IoT z czasem wprowadzi pewien rodzaj programowania pod strzechy? Coś w rodzaju DIY, w którym każdy użytkownik będzie w stanie we własnym zakresie wykorzystywać sensory obecne w smartproduktach do innych celów niż te zaplanowane podstawowo?
M.S.: To już się dzieje, tylko że trzeba patrzeć na każdą branżę z osobna. Zobaczyłbyś, że to nie jest tak, że obok normalnych pralek masz tylko jedną, która jest inteligentna. Teraz co najmniej połowa, jeżeli nie większość jest inteligentnych. Biorąc pod uwagę, że Xiaomi jest liderem, który wprowadza ładne produkty - bo one wyglądają rzeczywiście ładnie, a w dodatku są proste i funkcjonalne - każdy z tych produktów jest w jakimś stopniu smart. Masz smartwagi, masz smartprodukty do smażenia ryżu, czujniki montowane na kran, dzięki którym woda sama się włącza i wyłącza…
Oczywiście część z nich to są gadżety, część to są zabawki, ale tych produktów jest tak dużo, że siłą rzeczy coraz więcej tego będzie. Firmy będą szły w tę stronę, przy czym też jest pewne nasycenie.
Jeżeli wszystko dla ciebie jest smart i nie jesteś na tym rynku, to jak rozróżnisz smart żarówkę za 5 dolarów i za 500? Obie będą wydawały ci się tym samym, a tu chodzi o kwestie takie, jak chociażby bezpieczeństwo, o którym na pewno też porozmawiamy. Nie bez powodu pewne produkty są tańsze, a inne droższe. Na pewno tych smart urządzeń będzie więcej i więcej.
A.G.: Wydaje mi się, że bardzo poważnym problemem jest też nie tylko kwestia bezpieczeństwa, ale coś, do czego wcześniej piłem odnośnie tego DIY, czyli interfejsy. Nie dość, że często zdarza się tak, aby tanie produkty miały problemy nawet z banalnym tłumaczeniem, to trudno się odnaleźć, programując różne działania dodatkowego sensora, który na przykład włącza światła. Czy więc twoja prognoza jest taka, że to się będzie poprawiać we wszelkich półkach cenowych?
M.S.: To nie jest prognoza, to już się dzieje. Natomiast to, o czym ty mówisz, czyli UX i UI to gigantyczny problem. Większość firm, która wpada na pomysł, żeby zrobić coś takiego, to chce raczej szybko zarobić. Więc na czym ci zależy w pierwszej kolejności? Żeby to było funkcjonalne. Żeby spełniało określone funkcje. W drugiej, być może, żeby to było bezpieczne. Interfejs z kolei, i to czy to jest wygodne lub łatwe w użyciu, można zostawić na później. Na kolejny etap albo wersję 2.0, 3.0, 4.0, przez co tych produktów jest tak wiele.
Problem jest więc oddolny. My, czyli twórcy, testerzy, programiści i inne osoby biorące w tym udział, mamy podejście takie: “klient płaci, klient chce szybko”. Trochę ciężko jest mu wyjaśnić, że to musi też wyglądać i najlepiej, aby osoba, która ma 7 lat i 107 mogła skorzystać z tego. Oni się boją, nie bezpodstawnie tych produktów. Nie zawsze to tak działa. Masz określoną pulę finansową i tyle - trzeba to po prostu zrealizować. Z tym że cała branża UX i UI to kwestie ekstremalnie ważne.
Szczególnie gdy weźmiesz prawo, które jak ma bronić ciebie, czy ty jak masz produkt i on ci mignie informacją, że jeżeli coś się stanie, to teraz twoje dane są nasłuchiwane. Technicznie byłeś świadom tego, że coś się dzieje. A że to taka praktyka trochę mało elegancka, to cóż. Są niektórzy producenci, którzy w taki sposób to robią: “Ja ci pokazałem małym druczkiem - najwyżej trzeba było sobie doczytać”. To jest śliski temat i nie da się go potraktować zerojedynkowo. Dużym producentom zależy na dobrym PR-ze i będą o to dbali. Mali? Nieszczególnie. A jest jeszcze dużo copycatów, którzy po prostu zalewają rynek i liczą na traf - szczęście. Na to, że kupisz.
Kapitalizacja Internetu Rzeczy - Problem umierających produktów
A.G.: Mówisz, że produkuje się masowo te rzeczy, czyli jak siłą rzeczy coś się produkuje masowo, tworząc kolejne wersje, coraz lepsze produkty, to coś umiera. Jak dużym problemem są elektrośmieci. Produkty, które już nie są przydatne?
M.S.: No i znów, jeżeli mówimy o firmach, to nie jest tak źle. Jeżeli kupujesz setki sensorów, które chcesz zamontować w swojej fabryce i mają one tam działać na jednej baterii 10 lat, to tych produktów, jak już je zamontujesz i będą sobie leżały, nie musisz ich potem wymieniać. Nie ma zresztą sensu, biorąc pod uwagę to, że każdy dzień przestoju kosztowałby cię mnóstwo tysięcy jako firmę. Z perspektywy firm naprawdę nie jest źle. Produkty są dobre jakościowo, ich się kupuje odpowiednią ilość i nie wyrzuca potem na śmietnik. Gorzej jest jednak z konsumentami. Tutaj rynek jest faktycznie zalewany. Cykl życia takiego produktu czasami może być bardzo, bardzo krótki. Właściwie z tym co ci potem zostaje ciężko cokolwiek zrobić.
Możesz go aktualizować, ale firmy decydują się na wypuszczenie wersji 2.0, która ma nowy firmware, inne bebechy (podzespoły). Zapomnijmy o poprzedniej części. Możesz spróbować, jeżeli ci pozostały elementy z poprzedniego projektu, zbudować coś mniejszego, więc teoretycznie zużywasz te elementy. Ale znów - masz świadomość, że biorę komponenty, które mają, załóżmy, dwa lata, trzy lata. Dam coś konsumentowi, ale - znów - to pożyje sobie rok, dwa i znowu to trzeba wymienić na kolejne i kolejne. Więc taki owczy pęd, aby produkować więcej i więcej jest bardzo niebezpieczny. Rzeczywiście - w świecie konsumenckim jest bardzo słabo, bo tego się mnóstwo produkuje, mnóstwo się niszczy, a potem gdzieś wywala i niech się ktoś tym martwi.
W świecie stricte firm nie jest aż tak źle. Problem jest po dwóch stronach. My jako konsumenci chcemy więcej i więcej. Jeżeli dałbym ci mega produkt i on spełniałby twoje oczekiwania, to też poczujesz z czasem pewne znużenie. Stwierdzisz “chciałbym sobie kupić coś kolejnego albo wersję, która ma jeszcze coś więcej”. A po drugiej stronie siedzą mądre ludki i zastanawiają się, co by ci tam jeszcze fajnego, bajeranckiego dać. No nie bez przyczyny Apple ma co rok nowe wersje iPhone’ów i nie bez powodu inne firmy idą tym samym śladem. Oni mogliby zrobić produkt, który ci służy pięć lat, ale może lepiej sprzedać co roku jeden produkt, w którym coś dołożono.
Dzięki temu są zyski i można tę karuzelę kręcić dalej i dalej. Dopóki nie zniknie takie podejście, to nie będzie lepiej, a będzie wręcz gorzej. Nie czarujmy się. Nawet ty, jak kupisz sobie Raspberry Pi, to możesz zbudować coś, co będzie technicznie produktem z IoT. I możesz zacząć to sprzedawać za ile zechcesz. Tyle, prosta piłka. Troszkę słabo jest, jeżeli chodzi o ilość tej produkcji.
A.G.: Czyli nie ma złotego środka, pozostalibyśmy wyłącznie w idealistycznym świecie, w którym ludzie nie chcieliby zarabiać?
M.S.: Znaczy wiesz - możesz ludziom powiedzieć “Dam wam produkt, dzięki czemu wasza fabryka będzie mogła mieć 100% wydajności”. Jeżeli po drugiej stronie jest ktoś pro-ekologiczny to powie, że ok, produkujmy mniej, ale wyższej jakości. W 9 przypadkach na 10 powiedzą jednak: “Czyli teraz mogę produkować trzy razy więcej? - No tak - I będę miał mniej zepsutych produktów? - No tak - No to lecimy z taśmociągiem”.
Internet rzeczy a prywatność - Czy zegarek cię podsłuchuje?
A.G.: To może inny temat - pewna wada IoT. O tym się sporo mówi, że często nasze smartsprzęty nas podsłuchują , zbierają nasze dane. Czy to jest poważny problem, że smartzegarek słyszy co mówisz? Telefon przesyła dane w sieć? Zależy od człowieka?
M.S.: Nie tyle zależy od człowieka. Media bardzo spłaszczają to, bo idea Internetu Rzeczy opiera się na danych. Musisz mieć te dane, żeby rzeczy działały. Jakie te dane dasz, takie otrzymasz rezultaty. Im mniej chcesz ich dać, tym wyniki będą gorsze, bo mniej zasiliłeś te produkty. Kwestia jest taka, że są producenci, którzy zapewniają, i mają ku temu odpowiednie certyfikacje, które sprawiają że nawet gdyby ktoś przechwycił dane z twojego smartzegarka, to zdobędzie na przykład “30 kwietnia - 20 kilometrów”, “20 maja - 3 kilometry”.
Czyli będzie miał jakieś suche dane. Zanim doszedłby co te dane znaczą w większym kontekście, a nawet zanim by doszedł do tego, że to są twoje dane, to chwilę czasu minie. Jeżeli ukradłby tylko pakiet z samymi danymi. Więc to nie jest tak, że mając te dane można od razu namierzyć, że Pan XYZ tego dnia robił to i to. To nie jest aż tak proste. Gdyby tak było, no to hacking byłby na naprawdę innym poziomie i nikt by tego nie robił.
Oczywiście, z drugiej strony, jeżeli chcesz żyć wygodnie, to godzisz się na jak najwięcej tych permissionów zgód i aby te produkty więcej o tobie słuchały i wiedziały… To znów jest trochę hipokryzja, bo gdybyś zbadał popularne aplikacje do biegania, aplikacje na telefonie, albo ogół - jeżeli masz telefon z Androidem - multum danych jest ściąganych.
Nawet jeżeli weźmiesz zwyczajnego Chrome’a i porównasz sobie z DuckDuck Go - zobacz jak wygodnie ci się działa. Tak, DuckDuck Go nie ma twoich cookies, nie ma twojej historii, będzie bardziej rzetelny jeżeli chodzi o taką neutralność. Mnie na przykład irytuje, że on nie znajduje tego, co jest potrzebne. Nie znajduje tego, co jest dla mnie istotne. Więc jeśli byś poświęcił wygodę to rzeczywiście - będziesz odrobinę bezpieczniejszy. Natomiast te dane są niezbędne żeby to wszystko działało. Nie możemy nagle powiedzieć, że nie będziemy nic przekazywać, bo te produkty nie będą działać dobrze.
Z drugiej strony masz oczywiście firmy, które produkują różne mikrofony, różnego rodzaju smartgłośniki, których koncepcją jest słuchanie pewnej komendy, żeby to aktywować. No i to jest tak, że te produkty rzeczywiście muszą być uśpione i czuwać cały czas. Nasłuchując tego, co ty powiesz.
Czasami wychodzą różne kwiatki. Dla przykładu pewna duża firma na A w swoich produktach ma patent, który sprawia, że gdy ty powiesz pewien czasownik, to w tle zaczyna działać ten produkt i słucha co z tym czasownikiem, lub rzeczownikiem, jest związane. Jeżeli powiesz, dajmy na to, “Jazda na nartach, kocham” to teoretycznie on zapamięta, że lubisz jazdę na nartach i będzie ci co jakiś czas podrzucać reklamy z nartami.
Tylko że tych przypadków nie ma aż tyle, żeby powiedzieć, że każdy produkt tak działa i każdy chce cię nasłuchiwać. Tym producentom zależy żeby to działało dobrze, a żeby to działało dobrze potrzebujesz danych. Tyle że media lubią najczęściej przypadki z rodzaju: “Coś wyciekło”, “Chińczycy nasłuchują”, “Wszystkie sensory są przeciwko tobie”. Gdyby tak było, to nikt by ich nie montował. Wielkie firmy nie mogą sobie pozwolić na to, żeby czarny PR i coś złego się wydarzyło. Nie popadałbym w aż taką skrajność.
A.G.: No właśnie ostatnio była nawet taka akcja z pewną firmą na G, która nie chciała wypuścić prokuraturze odczytu z ich inteligentnego urządzenia - głośnika przypominającego pastylkę - wydarzeń, w których ktoś kogoś zamordował w pobliżu tego głośnika.
M.S.: To jest coś, o czym będę miał w tym roku występy. Najwięcej zyskują na IoT prawnicy. Kwestia prawna, legislacji i regulacji, to jest po prostu kosmos. Jeżeli wziąłbyś Stany Zjednoczone, w których powstał Akt Kalifornijski, który miał pomagać i od zera był budowany z myślą o IoT, to jest dużo przypadków, gdzie padło stwierdzenie, że dane, które mogą ciebie określić jako potencjalnego mordercę, który coś zrobił, to są twoje prywatne dane.
Załóżmy więc, że ty kogoś zabiłeś i miałeś Fitbita, który stwierdzi, że to ty zabiłeś, bo odczyt z serca by na to wskazywał, to nie powinniśmy tego użyć, bo to są twoje prywatne dane. Na szczęście pojawiły się już jeden czy dwa przypadki, gdzie sędzia wprost powiedział: Nie. To są dane, które mają służyć właśnie temu, aby pomóc w rozprawie.
Chodziło o kwestię człowieka, który podpalił samemu sobie mieszkanie i chciał z ubezpieczenia bardzo dużo zyskać. Okazało się, że miał holder na sercu i rytm serca wskazywał nie na kogoś, kto ucieka, ale na kogoś, kto jest podniecony tym, że robi coś niebezpiecznego. Sprawę przegrał, natomiast co się z tym będzie działo, to się okaże. Każde prawo, w każdym kraju w końcu inaczej działa. To jest dopiero śmieszny temat do dyskusji.
A.G.: Jednak w Polsce jest trochę gorzej pod tym względem nie? Zobaczmy chociażby na to, że nie można kogoś po kryjomu nagrywać żeby zgłosić mobbingu, bo to już jest naruszenie prywatności tej osoby… (przyp. red. Już można, były w związku z tym pewne nieścisłości, ale ostatnimi czasy sądy są pro-pracownicze i muszą wykorzystać dowód, bez względu na jego pochodzenie)
M.S.: Są i dobre przypadki, są i złe. Jest trochę dzikiego zachodu, co też jest pewnym plusem. Natomiast rzeczywiście - problem z prawem w Polsce jest taki, że chcemy do ostatniego słowa określić to, co się powinno dziać. IoT musi mieć pewną dozę elastyczności.
Jeżeli tak nie zrobisz, to nigdy ci się nie uda pójść naprzód i będzie chociażby tak, jak we Francji. Tam Izba Francuska zablokowała możliwość tworzenia AI i Machine Learning. Nawet jak robisz to na własny użytek, bo poszło o to, czy można sprawy sądowe badać w ten sposób.
Oni powiedzieli, że nie, bo sędzia to osoba, której życie powinniśmy chronić, nie wszystkie informacje powinny tam trafiać i takie słodkie pitu pitu. Jak się prawo nie zna na technologii i ma określać to, jak ta technologia powinna być pokryta, to się robią takie dziwne kwasy. Po prostu to trwa i trwa i trwa. To jest najgorsze.
A.G.: Czyli nie ma jakiegoś konkretnego sposobu na to, aby się lepiej zabezpieczyć? Bo też mówi się sporo o wyciekach. To nie jest takie proste z wyciekami coś zrobić, ale słyszałem, że jest problem w ogóle z zabezpieczeniami przy produkcji różnych urządzeń podłączonych non stop do sieci.
M.S.: Znów, tak jak mówiłem. Gdy mówimy o konsumenckich to tak. Jak kupisz tani chiński produkt, to nie spodziewaj się, że za cenę pięciu czy dziesięciu dolarów nie ma pewnego ukrytego kosztu. Natomiast ja to zawsze tłumaczę tak: kupuj to, na czym naprawdę ci zależy. Bo może potrzebujesz tej smart opaski.
Jak już kupujesz, to zrób research i wybierz lepszy jakościowo produkt, bo jest powód, dla którego firma żąda 200 dolarów. Wiesz, że będą wspierać to urządzenie, nie zostawią go i będą aktualizować, a ty będziesz miał do kogo się zgłosić w razie czego.
No i po trzecie nie popadajmy w taką paranoję. Tak jak ty nie zostawisz mi w domu telefonu włączonego, tak samo, jak kupisz takie urządzenie to zmień jego hasło z domyślnego na jakieś inne. Miej świadomość tego, że jeżeli podepniesz pod swoją aplikację, to możesz monitorować pewien ruch. To czy dane nie wyciekają, czy nie płyną w inne miejsce.
Pewne rzeczy da się w określony sposób sprawdzać, ale najczęściej zawiniają ludzie. Czyli socjotechniki na zasadzie, że ktoś do kogoś zadzwoni i zapyta jakie ma hasło, bo dzwoni z banku, a ten podaje mu swoje hasło. Ludzie nadal tak robią. Albo w drugą stronę - kupują jakiś tani szmelc. Z którego później jeżeli masz, załóżmy, Wiresharka na byle jakim laptopie, to możesz przechwytywać te pakiety. I takich przypadków będzie sporo.
Natomiast firmy mają o tyle korzystniej, że kupują certyfikowane produkty. Jeżeli ty jako dostawca sprawisz, że te dane wyciekną, to dostaniesz taką karę, że nie będziesz chciał żeby te dane wyciekły. I to nie jest takie proste żeby te dane wyciekły. Zazwyczaj wszystko dzieje się wewnętrznie i wychodzi jednym korytarzykiem, a nie tak że wszystkie sensory są cały czas podpięte do Internetu.
To też jest taka wizja, że wszystkie produkty są podpięte do chmury, ale nie, to tak nie działa. Jest edge, czyli do krawędzi dochodzą informacje, później pewnym strumykiem dochodzą do chmury, tam się dzieje magia i to nie jest aż tak prosto. Gdyby było aż tak prosto, to naprawdę, sam chyba bym został hakerem. Jak mówię, o tym można popłynąć i o tym można rozmawiać.
Dlatego jak rozmawiam ze swoimi goścmi do drugiej książki, to zwykle trzy i pół godziny rozmawiamy, bo temat jest tak szeroki, że inaczej się po prostu nie da. Nie da się, bo problem jest taki, że jak setkę z tego chcesz zrobić to tak spłycisz, że zaczną wychodzić głupoty typu “5G powoduje raka”. Jak ktoś mówi o sensorach, to pierwsza myśl jest taka: “jak sensory to dane, jak dane to pewno Huawei, jak Huawei to Chiny, czyli na pewno sensory wysyłają dane do Chin”. To aż tak nie działa. Świat nie jest aż tak prosty i zerojedynkowy.
Książka Marcina obalająca mity wokół Internetu Rzeczy
A.G.: A książkę teraz piszesz po prostu jako cykl wywiadów?
M.S.: Tak. To znaczy to ma być poradnik, który chciałbym żeby obalił pewne mity. I pytam się praktyków, na przykład prawników, którzy zajmują się prawem AI, osoby z Orange, Siemensa i innych firm, które zajmują się tym od lat. Pytam o to ile to kosztuje, czy to jest niebezpieczne, ile można na tym zyskać i stracić. Tak żeby konkrety podali.
To nie ma być przewodnik punkt po punkcie. To ma pokazać ludziom, że hej: są pewne mity, które krążą, poczytajcie wypowiedzi ludzi, którzy się znają i nie bójcie się. Stwierdźcie, że ok, nie jest aż tak źle. To teraz zadzwonię do firmy XYZ i dowiem się czegoś więcej, a oni udzielą mi informacji.
To też nie jest tak, że te informacje są ukryte. Te informacje są dostępne w izbach gospodarczych, które w każdym mieście większym lub mniejszym są. Platforma przemysłu przyszłości też jest gotowa udzielać odpowiedzi… Więc to nie jest tak, że to wiedza tajemna i ukryta i to nie jest tak, że to kosztuje sto tysięcy żeby pan konsultant przyszedł. Sto tysięcy to kosztuje, jak wjedzie firma zagraniczna i już ci chce zamontować bardzo konkretne, bezpieczne, wodoszczelne urządzenie i jest powód, dla którego to kosztuje tyle pieniędzy.
Natomiast tak, taka jest wizja tej książki. Natomiast czy to się uda, czy to się sprzeda i z kim, to się okaże. Fajnie się mówi o IoT, jakbyśmy chcieli bajerę robić. A drukowanie w 3D, w przyszłości drony będą ci jedzenie dostarczać… To fajne. Z tego byś miał materiał molto bene, taki że ludzie by na to wchodzili.
Tylko nic z tego nie wynika. Co to zmieni w twoim życiu, że wiesz, że dron będzie ci dostarczać jedzenie. Ok - to fajny koncept. Ale jak już zejdziesz do tego poziomu, że podasz przykłady - dajmy na to - Hiszpanii, Portugalii czy Włoch, gdzie montowali w hotelach czujniki, dzięki którym o 20% zużycie wody spadło, to już robi wrażenie.
Mam gościa, który zajmuje się montażem wszystkich tych zbiorników przy stacjach. Ich firma zajmuje się tym, aby te zbiorniki były bezpieczne. Mówi, że kiedyś było ciężko, bo do każdego zbiornika musiałeś pana Kazia wysłać i on badał w specyficzny sposób miernikiem, a teraz mają sensory. W czasie rzeczywistym klik, klik, klik, dzieje się i dzięki temu spadek niebezpiecznych wycieków został zredukowany wielokrotnie.
Bo kiedyś, gdy czujniki były bardzo proste, to jak padał deszcz to działało tak. Jest woda, czyli uznaje że jest wyciek. Od razu włączał się alarm. Ktoś przychodził i badał. A teraz są czujniki tak dobrze zrobione, że wiedzą kiedy to jest wyciek prawdziwy, a kiedy to po prostu woda spadła. I to jest wartość dodana.
A.G.: A to wszystko kwestie po prostu niezauważalne…
M.S.: Ty tego nie widzisz. Nie widzisz tego, że na stacji podjeżdżasz i wszystko działa. Fajne przykłady są, gdy weźmiesz coś konkretnego, na przykład Koreę. Mieli największy w latach 90-tych odsetek psujących się samolotów. Myślisz wow, przecież Korea Południowa robi fajne jakościowo rzeczy. Okazało się, że tam w rachubę wchodziło wiele rzeczy, a chodziło głównie o to, jak ludzie ze sobą pracują.
Gdy wprowadzili skuteczne checklisty i pomontowali sensory nagle się okazało, że szybciej wiedzą, kiedy coś się złego dzieje i że ci ludzie między sobą nie muszą wchodzić w interakcje. Od razu widzisz na przykład, że silnik zaciera się i trzeba już lądować lub zrobić jakiś przegląd. I to im pomogło. A jak ten sensor już raz tam zamontowali to niech i on sobie leży przez 5, 10, 15 lat - nie wiem ile trwa eksploatacja samolotu - a ty tego nie widzisz.
Dzięki temu z kolei samoloty nie spadają ci z nieba co drugiego dnia. Ludzie szybko zapominają o złym, przyzwyczajają się do dobrego, a świat nie zmienia się z dnia na dzień. Nie jest tak, że dzisiaj wstajesz i już samochody ci latają nad głową.
Natomiast to już się bardziej niż mniej dzieje. Wchodzisz do sklepu i możesz wyjść z produktem gdzieś w Stanach lub Chinach, bo sensory sczytują co się dzieje. Taka automatyzacja. O tym można by rozmawiać godzinami i dlatego taka książka powstaje.
blog comments powered by Disqus