
Niektórzy z nas mają problemy z radzeniem sobie ze stresem czy nerwami. Są też osoby, które nie potrafią się zmotywować czy rozbudzić do walki. Urządzenie Thync ma jednak dać nam kontrolę nad nastrojem.
Na wstępie powiem jedno - podchodzę do tego urządzenia bardzo sceptycznie, ale metoda działania jest bez wątpienia innowacyjna. O co właściwie chodzi? Mowa o nakładce Thync.
Urządzenie wygląda dość oryginalnie i nowocześnie. Nakładamy go na czoło, więc nie trudno go zauważyć. Po co to wszystko? Producent twierdzi, że Thync pozwala kontrolować nasz nastrój! Brzmi ciekawie, ale czy na pewno działa w 100% i jest takie bezpieczne?
Najpierw trochę teorii. Jesteśmy zestresowani, władają nami emocję - wystarczy za pomocą smartfonowej aplikacji ustawić tryb uspokojenia i nakładka na naszym czole zacznie działać. Jest też odwrotna sytuacja - jesteśmy zbyt wyciszeni, wręcz ospali, a potrzebujemy rozbudzenia i motywacji. Wtedy z pomocą ma przyjść kolejny tryb, który rozbudzi i nabuzuje nas.
Poniżej filmik promujący ten innowacyjny sprzęt:
No dobrze, ale czy to wszystko nie za bardzo ingeruje w naszą naturę ? Co jeśli ktoś wręcz uzależni się od Thync i nie poradzi sobie z własnymi emocjami bez tego urządzenia?
Są też informacje, że Thync nie działa na około 20% osób. Pozostaje również kwestia efektu placebo.
Warto wspomnieć, że w projekt zainwestowano aż 13 milionów dolarów i zatrudniono neurologów mających łącznie 75 lat doświadczenia. Osoby, które testowały Thync twierdzą, że efekt przechodzi najśmielsze oczekiwania. Sprzęt kosztuje 229 dolarów.
Ja jednak nieco się tego obawiam. Czy wyobrażacie sobie świat pełen spokojnych i uśmiechniętych osób, mających na czole dziwną nakładkę? Ja nie. Wolę się już czasem wkurzyć i mieć świadomość, że w 100% jestem sobą.