PODPOWIEDZI:

Gdzie są nasze e-Dowody? Polskę znów czeka kompromitacja?

Gdzie są nasze e-Dowody? Polskę znów czeka kompromitacja?

Polscy dziennikarze dotarli do wyników przeprowadzonego niedawno audytu, który dotyczy postępów prac nad elektronicznymi dowodami osobistymi. Wyniki tego audytu są porażające.

Przed ponad dziesięcioma laty otrzymaliśmy pamiętną obietnicę od ówczesnego ministra spraw wewnętrznych i administracji Witolda Dróżdża. Polacy mieli otrzymać nowy sposób potwierdzania tożsamości – elektroniczne dowody osobiste, które miały być zresztą jednym z kluczowych elementów informatyzacji Polski.

Załatwianie spraw w urzędach miało zostać maksymalnie uproszczone, przypominając bardziej transakcję płatniczą. Specjalne terminale miały odczytywać i weryfikować dane obywateli z przykładanych do nich e-Dowodów, zabezpieczonych kodami PIN przypisanymi indywidualnie do każdej osoby. Ambitny plan zakładał przede wszystkim rekonstrukcję systemu obsługi pacjentów przez placówki służby zdrowia. Zwolennicy tego rozwiązania od lat przekonują o niemal nieograniczonych możliwościach wykorzystania takiej technologii.

Kolejka do rejestracji w łódzkiej przychodni

Elektroniczne dowody były głównym przedmiotem projektu pl.ID. Innowacja miała wejść w życie już w 2011 roku, przy solidnym wsparciu ze strony Brukseli. Komisja Europejska była zachwycona pomysłem, więc zgodziła się na dofinansowanie projektu kwotą przeszło 92 milionów euro. Ustalony wtedy harmonogram wskazywał na koniec 2010 roku, jako datę rozpoczęcia wydawania elektronicznych dokumentów w Polsce.

Czytaj także: Sztuczna inteligencja bierze się za politykę >>>

Termin wielokrotnie przesuwano. Bez żadnych konsultacji z Komisją Europejską z całego projektu wycięto po cichu całą koncepcję elektronicznego dowodu osobistego. W 2015 KE uznała, że jeżeli projekt nie zostanie w końcu wprowadzony w życie, będziemy musieli oddać 150 milionów złotych. Wynegocjowano nowy termin: marzec 2019 roku.

Elektroniczne dokumenty w akcji.

Redakcja tygodnika Wprost dotarła do wyników audytu, który został przeprowadzony w tej sprawie kilka tygodni temu. Ponad sto stron dokumentu, który trafił na biurko premiera, opisuje przeszło dwa lata pracy nad e-Dowodami. Wyniki są tragiczne.

Czytaj także: Skarbówka rozpoczęła polowanie na zwolenników kryptowalut >>>

Z dokumentów wynika, że prace nad e-Dowodem zaczęły się realnie dopiero w 2016 roku, z chwilą podpisania porozumienia pomiędzy trzema ministerstwami. Rozmaite instytucje pracowały nad projektem bez żadnej koordynacji. Komitet sterujący i strukturę projektową powołano dopiero dwa miesiące temu, przez co nikt nie jest w stanie nawet określić, na jakim etapie są prace nad tym projektem…

Przez brak nadzoru instytucje zajmujące się projektem mają problemy komunikacyjne i organizacyjne. Kalendarze grup zajmujących się konkretnymi zadaniami nie nakładają się na siebie, co wstrzymuje prace jednych przez drugich. Z dokumentacji wynika też, że kluczowe elementy e-Dowodów nie są jeszcze gotowe.

Do tej pory nie podpisano jeszcze umów na produkcję podstawowych części składowych dokumentu – procesorów i inletów. Nie rozpoczęto też jeszcze prac nad zmodernizowaniem linii technologicznej na potrzeby produkcji nowych dowodów, nie przygotowano odpowiedniego oprogramowania. Problem leży też w niedostosowaniu budżetu poszczególnych instytucji, braku odpowiednich umów pomiędzy wykonawcami, a także w problemach kadrowych Ministerstwa Cyfryzacji.

Obietnice bez pokrycia to domena wielu polityków, niestety...

Drukarki i urządzenia biurowe - ogromny wybór i przystępne ceny >>>

Z doniesień prasy wynika, że według Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego to, co zostało im przedstawione, nie spełnia nawet podstawowej definicji projektu technologicznego. W dokumencie nie ujęto podstawowych informacji o jakichkolwiek zabezpieczeniach. Nie opracowano żadnej procedury na wypadek utraty, uszkodzenia lub kradzieży e-Dowodu. Próby pozyskania choćby podstawowych informacji o projekcie przez przedstawicieli prasy zakończyły się fiaskiem.

Czytaj także: Inwigilacja na całego, czyli technologiczny upadek Chin >>>

Jeżeli rząd porzuci ten projekt stracimy 150 milionów złotych, natomiast jeżeli weźmie się za pracę nad nim na poważnie, to szacunkowo przez 10 lat będziemy musieli zainwestować około 1,5 miliarda złotych. Na pierwszy rzut oka bardziej opłacalne wydaje się być rozliczenie się z Unią Europejską i porzucenie tego projektu, choć rzeczywiście może z niego płynąć naprawdę dużo korzyści.

Jak myślicie, jakie działania podejmą nasi politycy? Odpuszczą, czy doprowadzą sprawę do końca?

Źródło: Wprost

blog comments powered by Disqus
Gdzie są nasze e-Dowody? Polskę znów czeka kompromitacja?