
Motorola chce zawalczyć o każdy kąt średniej półki. W tym roku zapowiedziała aż cztery modele z serii Moto G7. Najciekawszym modelem w tym kwartecie jest Motorola Moto G7 Power. Czy duża bateria wystarczy, by zawojować średnią półkę?
Motorola Moto G7 Power jest plasowana na niższej części średniego segmentu. Urządzenie wyceniono na 899 złotych, co stawia je pomiędzy takimi modelami jak Asus Zenfone Max (M2) czy Honor 10 Lite. Jest tam na tyle ciasno, że telefon musi się wyróżniać, by nie zostać pożartym przez konkurencję.
Telefon znajdziecie w tym miejscu:
Wykonanie nie zawodzi
Po otworzeniu pudełka naszym oczom ukaże się standardowy zestaw, choć pod dwoma względami lepszy od wspomnianych wyżej konkurentów. Na start otrzymujemy ładowarkę TurboCharge 15 W (konkurencja oferuje 10W, co znacznie spowalnia ładowanie) oraz kabel USB typu C – coś, czego nie ma nawet w znacznie droższym Asusie Zenfone Max Pro (M2). Do kompletu dołączono także silikonową obudowę.
Sam telefon jest niemalże w całości szklany. Z przodu pokrywa go szkło Gorilla trzeciej generacji. Natomiast tylna tafla jest niewiadomego pochodzenia i przedstawiciele Motoroli sami nie otrzymali informacji, czym ono jest, poza taką, że ma być „odporne jak to z przodu”.
Telefon dobrze leży w dłoni dzięki zaobleniom, a dzięki nim duży ekran 6,2 cala (z nie najmniejszymi ramkami) i 193 gramy wagi nie dają się tak we znaki. Poza tym szkło gwarantuje pewny chwyt, choć brudzi się jak każde inne. U góry zamontowano gniazdo słuchawkowe, u dołu port USB typu C. Głośnik jest na froncie telefonu, wewnątrz wcięcia.
Ekran nie rozczarowuje i nie zachwyca
W Motoroli Moto G7 Power zastosowano matrycę o rozdzielczości 1570x720 pikseli. Biorąc pod uwagę, że matryca Max Vision ma proporcje 19:9 i 6,2 cala, to nie zobaczymy tu najostrzejszego obrazu. Widać to przy przeglądaniu internetu, niemniej większość użytkowników nie poczuje ubytku detali.
Sama matryca jak na LCD w tej klasie cenowej spisuje się średnio. To oznacza, że nie jest źle. Jasność maksymalna jest na poziomie wystarczającym do szybkiego odpisania na wiadomość przy słonecznym świetle. Z kolei podświetlenie nie przygasa tak mocno, jak mogłoby, więc korzystanie z telefonu nocą chyba nie jest najlepszym pomysłem. Same kolory nie wydają się być ani sprane, ani przesadnie żywe. Można w tej cenie dostać żywsze ekrany, ale ten nie jest na tyle słaby, by przekreślał telefon.
Specyfikacja jest atutem
Pod względem podzespołów G7 Power przypomina Motorolę Moto G7. Sercem telefonu jest Snapdragon 632 – jednostka z ośmioma rdzeniami o taktowaniu 1,8 GHz. Do kompletu dołączono 4 GB RAMu i 64 GB - na pliki użytkownika zostają 52 GB.
Podczas krótkiego używania aplikacje wybudzały się żwawo i nie dało się odczuć wzrostu temperatury pomimo jednoczesnego instalowania się programów ze sklepu Play. To dobrze wróży na przyszłość. Zdarzało się jednak, że na przeglądarkę trzeba było co nieco zaczekać. Dłuższe testy zweryfikują wydajność.
Czysty Android i jeszcze więcej gestów
Choć Motorola nie przyznaje się do tego, jej telefony mają niemalże czystego Androida. Na szczęście jest to Android 9.0 Pie, dzięki czemu nie zabraknie ważnych funkcji oraz nowego systemu nawigacji gestami. A skoro przy gestach jesteśmy, to w tej generacji Motorola dodała kilka nowych.
Teraz przy zablokowanym ekranie przyciski głośności mogą nie tylko regulować poziom dźwięku, ale i przełączać piosenkę, jeśli je przytrzymamy. Nowością jest także modyfikacja systemu nawigacji po ekranie z czystego Androida. W tym przypadku mamy tylko jeden przycisk, a by się cofnąć, przesuwamy po nim. Gesty są bardzo przyjemną rzeczą i dają szybki dostęp m.in. do aparatu.
Raczej nie dla fotografa
Podczas konferencji Motorola, jak każda firma ostatnimi czasy, mocno podkreślała obecność funkcji fotograficznych w serii G7. Model G7 Power nie otrzymał jednak żadnej nowości w stosunku do poprzedników, a aplikacja do zdjęć wygląda identycznie. Możemy skorzystać z trybu koloru spotowego i wykonać zdjęcie czarno-białe z jednokolorowym akcentem. Tryb portretowy także jest na pokładzie, jednak nie ma on oparcia w drugim aparacie – jest tylko cyfrowy.
Zarówno z przodu, jak i z tyłu otrzymujemy po jednym obiektywie. Z tyłu jest to 12 megapikseli z przesłoną f/1.8, natomiast z przodu 8 megapikseli. Brakuje optycznej stabilizacji, jest za to dwutonowa dioda doświetlająca.
![]() | ![]() | ![]() | ![]() |
Jakość nie wydaje się być powalająca. Na pierwszy rzut oka zdaje się, że brakuje nieco barw i detali, a w ciemniejszych warunkach ujęcia mogą być zaszumione. Tryby fotograficzne toprzyjemne dodatki, ale trudno o to, by działały idealnie. Kolor spotowy często odpryskuje tam, gdzie go nie chcemy i potrzeba sporego kontrastu, by działał. Gify z ruchomymi kilkoma punktami, czyli cinemagraphy, są przyjemne, ale widać rozróżnienie między obszarem ruchu, a tym bez poruszania. Jednak nie aparaty miały przyciągać do tego telefonu.
Bateria na lata… albo 3 dni bez ładowania
Tego nie udało mi się przetestować, niemniej 5000 miliamperogodzin przy ekranie o niższej rozdzielczości oraz nieprzesadnie prądożernym procesorze może dać dwa i pół dnia pracy bez ładowania. Dzięki 15-watowej ładowarce odzyskanie energii będzie szybsze, niż chociażby w Zenfonie Max Pro (M2), który ma taką samą pojemność, a któremu zajmowało to niemalże 3 godziny.
Ciekawostką jest możliwość ładowania innego telefonu za pomocą Motoroli. Wystarczy mieć jedynie kabel, którym połączymy dwa smartfony. Nie można tego zrobić bezprzewodowo, bo G7 Power nie posiada standardu Qi.
G7 Power ma moc
Jeśli ktoś lubi gesty Motoroli, nie ma nic przeciwko czystemu Androidowi, a poszukuje telefonu z dużą baterią, to Motorola Moto G7 Power na pewno uplasuje się wysoko w jego rankingu smartfonów. Rozsądna wycena sprawia, że telefon nie prezentuje się tak źle nawet w stosunku do ubiegłorocznych, teraz już tańszych propozycji.
Motorolę Moto G7 Power możecie dostać tutaj: