Warto zaznaczyć, że chociaż żadne z tych słuchawek kostnych do najtańszych nie należą, różnią się ceną. W momencie pisania materiału to najwyższe dostępne modele tych producentów, ale efektywnie Suunto Wing to sprzęt z wyższej półki. Odzwierciedlają to wykorzystane w nim rozwiązania oraz dodatek powerbanka. Czy kwota wpływa na jakość dźwięku? Przekonamy się o tym trochę dalej. Od razu jednak mówię. Nie wygrają żadnego rankingu słuchawek ze względu na audio.
Creative Outlier Free Pro+ | ![]() |
Suunto Wing | ![]() |
Philips TAA7607BK | ![]() |
Trzy pary słuchawek kostnych o podobnym wyglądzie oraz konstrukcji
Właściwie wszystkie trzy pary słuchawek wyglądają na pierwszy rzut oka bardzo podobnie. Siłą rzeczy ich konstrukcja jest głównie silikonowa, bo to materiał obojętny, który nie będzie reagował ze spoconą skórą. W dodatku łatwiej też je w ten sposób zabezpieczyć przed wilgocią. Mają z tyłu pałąk, utrzymujący je na głowie, poprzez dociskanie elementu wibrującego do kości policzkowej.
Co istotne, o ile model Philipsa i Suunto spełniają standardy kolejno IP66 i IP67, co oznacza, że poradzą sobie z potem lub lekkim deszczem, o tyle model Creative Outlier Free Pro+ może pochwalić się IPX8. To oznacza, że teoretycznie można zanurzyć go na głębokość 1,5 metra nawet do 40 minut. Jest więc jedyną tu opcją przeznaczoną też na basen.
Z tego powodu producent dorzuca też zatyczkę na mikrofon. Jest średnio wygodna. To, w połączeniu z zachęcaniem do korzystania w wodzie z dołączonego - jak w każdym z testowanych sprzętów - zestawu stoperów, jest dla mnie dość jasnym sygnałem. To tylko dodatek. Pewnie znalazłoby się na rynku kilka stworzonych dla pływaków bardziej tradycyjnych słuchawek, lepszych pod kątem dźwięku oraz użyteczności.
Zarówno model Philipsa, jak i Suunto Wing, sprzedawane są w zestawie z etui. To fajnie, bo pomimo małej wagi (wszystkie trzy ważą około 30-40 gramów), ten typ słuchawek nie jest zbyt kieszonkowy. Pokrowiec dorzucany do modelu Suunto jest zwyczajnie grubszy i wydaje się lepiej zabezpieczać słuchawki.
Poza tym, co jest dla mnie hitem, Suunto dodaje też dedykowany powerbank. Z nim można korzystać ze słuchawek nawet przez dodatkowe 20 godzin. To coś standardowego w bezprzewodowych słuchawkach do 300 złotych, ale nietypowego w kategorii kostnej.
Które są bardziej użyteczne? Suunto Wing vs Creative Outlier Free Pro+ vs Philips TAA7607
Wydaje mi się, że słowem kluczem w przypadku słuchawek kostnych jest jednak użyteczność. Pod kątem konsumenckim to sprzęty stworzone do radzenia sobie przede wszystkim z jednym problemem. Korzystaniem z przewodu słuchowego. Wszystkie z testowanych słuchawek nie blokują dźwięków z zewnątrz i przekazują audio do ucha środkowego przez kości twarzy.
Tym samym, z tego co czytałem, są wybawieniem w konkretnych przypadkach utraty słuchu. No i świetnie się sprawdzają wtedy, gdy musimy być czujni. Na przykład podczas biegania lub jazdy na rowerze. Dobrze słychać nadjeżdżające samochody. Co istotne, i tak trudno się w nich rozmawia, nawet słuchając muzyki dość cicho. W dodatku każdy w okolicy kilku metrów może usłyszeć co słuchamy. Nie tylko przy najwyższej głośności.
Istotnym dodatkiem jest obecność podświetlenia. Creative Outlier Free Pro+ nie ma, ale obaj konkurenci już o to zadbali. Wydaje mi się, że lepiej rozwiązuje to Philips TAA7607BK. Szeroki pasek LED, na całą długość opaski, utrzymującej słuchawki na głowie, jest dobrze widoczny od tyłu i trochę z boku. Suunto Wing ma po obu stronach słuchawek jasne, czerwone podświetlenie. Niewidoczne dla aut wyprzedzających cię od tyłu.
Za to model Creative jako jedyny umożliwia dostosowanie pod kształt głowy. Nic szczególnego, bo sprowadza się to do wyginania wibrujących końcówek, ale na tle konkurencji produkującej jeden rozmiar dla każdego, to świetny dodatek. No i ma też dobrze wyczuwalne grube przyciski, które łatwo rozpoznać pod palcami.
Nie przebije w ten sposób Suunto Wing. Producent zadbał o dużo opcji sterowania. Oprócz standardowych przycisków głośności i włączania, jest też na lewej “słuchawce” dodatkowy przycisk służący między innymi do zmiany utworu lub pauzowania go. Możesz sterować odtwarzaczem też po prostu kręcąc głową. To dużo wygodniejsze, gdy masz zajęte ręce. Na przykład ćwicząc na siłowni.
Ciekawostką jest to, że Creative Outlier Free Pro+ ma 8 gigabajtów wbudowanego miejsca na dane. Zmieści w ten sposób sporo utworów lub godzin podcastów. Odtwarza pliki MP3, przesyłane na niego wyłącznie z komputera, poprzez kabel magnetyczny. To rozwiązanie jest kolejnym ukłonem w stronę miłośników pływania. Z tymi słuchawkami nie musisz nawet zabierać telefonu na basen.
Wszystkie trzy pary słuchawek świetnie trzymały się na mojej głowie. Nie jestem biegaczem, ale od czasu do czasu skaczę na skakance. Nie spadły nawet przy bardziej energicznych treningach. Suunto Wing ma trochę za szeroką dla mojego kształtu czaszki opaskę, a Creative - mimo opcji ustawiania - nie do końca pasuje do moich uszu, ale na koniec dnia wszystkie trzy modele świetnie trzymały się głowy.
Z innych istotnych kwestii, kupując te sprzęty audio musisz liczyć się z opóźnieniami. Nawet Suunto Wing, pomimo zastosowania kodeka aptX Adaptive, zmniejszającego opóźnienia, zauważalnie desynchronizuje się z obrazem. Można się do tego przyzwyczaić, ale mnie osobiście denerwowało podczas oglądania filmów na YouTube.
Wszystkie trzy testowane słuchawki kostne mają mikrofony. Dzięki temu bez problemu porozmawiasz z kimś przez telefon, nawet nie mając wolnych rąk. Na przykład podczas jazdy na rowerze. Najlepiej wypada Suunto Wing. Brzmi dość klarownie w trakcie rozmowy. Ciekawostką jest to, że Philips TAA7607BK ma dodatkowy mikrofon kostny. Dzięki temu, kosztem jakości audio, odetniesz większość dźwięków tła.
Modele Philips i Suunto mają aplikację. Ustawienia nie są szczególnie zaawansowane, ot można się na przykład przełączyć pomiędzy różnymi trybami dźwięków lub w przypadku Philipsa ustawić korzystanie z mikrofonu kostnego.
Sprawdziłem też czas pracy poszczególnych słuchawek. Przy ustawieniu głośności na poziomie 100% i z utworem Noona pt. RIAN. Puszczanym na linuksowym laptopie w pętli. Najlepiej wypadł Suunto Wing, sięgając aż około 6 godzin i 40 minut. Tuż za nim Creative z wynikiem 6 godzin i 4 minut. Ostatni był Philips. Przy 3 godzinach i 58 minutach jest zdecydowanie za konkurencją, ale jest też dużo głośniejszy. Obniżając głośność uzyskasz więcej czasu pracy.
Jak brzmią słuchawki kostne? Test kilku modeli
Ustalmy sobie jedno. Słuchawek kostnych nie kupuje się z melomańskich pobudek. Z uwagi na to, że technologia przekazywania dźwięku poprzez kości ma swoje ograniczenia, trudno się spodziewać czegoś szczególnego. W dodatku brak wytłumienia dźwięków z zewnątrz może i ma zaletę podczas biegania, ale wyczuwalnie zakłóca doświadczenie ze słuchania.
We wszystkich modelach powtarzają się trzy problemy:
- Wyraźny brak niskich tonów,
- Ucięte tony wysokie,
- Brak sceny.
Próbując znaleźć w sieci więcej informacji na temat słuchawek kostnych, szczególnie zaciekawił mnie głos o tym, jakoby ten typ audio miał lepiej radzić sobie z niskimi tonami. Teoretycznie mogłoby tak być, bo basy powinny wytracać mniej energii podczas podróżowania przez twarde struktury. Dlatego tak dobrze słyszysz techniawę lub tłuczenie kotleta u sąsiada o 6 nad ranem.
Tylko że w praktyce testowane słuchawki po prostu nie radziły sobie z generowaniem odpowiednich niskich tonów. Niskie-średnie są, zwłaszcza w modelach Suunto i Creative, ale to nie jest dość do wszystkich gatunków muzyki. Podejrzewam, że wibrując nie są w stanie wygenerować dostatecznie dużej mocy do klarownego przekazania szeroko ujętego “basu”, przez skórę, mięśnie, tłuszcz i kość, do ucha środkowego.
Właściwie wszystkie trzy brzmiały podobnie w kwestii tonów średnich. Dlatego - jeżeli już upierasz się do używania takich słuchawek do wszystkiego - mam nadzieję, że głównie słuchasz podcastów lub scat. To taki podgatunek jazzu, w którym instrumentem jest dosłownie człowiek. Fajnie brzmi na tego typu słuchawkach.
Ciekawostką jest to, że w wysokich tonach, teoretycznie najlepiej wypadał model Philipsa. Paradoksalnie, bo w porównaniu z resztą ma węższy zakres częstotliwości, od 130 do 16000 herców. Brzmi dla mojego niewytrenowanego ucha jaśniej. Jest też odczuwalnie głośniejszy niż pozostałe. Możliwe więc, że to efekt krzywych Fletchera-Munsona.
Nie jestem ekspertem od psychoakustyki, ale idea tego, że głośność dźwięku jest postrzegana przez człowieka inaczej, w zależności od częstotliwości, ładnie tłumaczy to zjawisko. Wysuwające się w najgłośniejszych słuchawkach na pierwszy plan wysokie tony - w przypadku, w którym niskich za wiele nie ma - byłyby w takim wypadku dość oczywiste.
Najbardziej klarowny model jest… najdroższy. Suunto Wing to słuchawki kostne wspierające kodek aptX Adaptive. Jest co prawda skierowany dla graczy, ale i tak, w połączeniu z konstrukcją tego modelu, sprawia, że marginalnie lepiej na tym sprzęcie brzmią słuchane utwory. Nadal muzyka wydaje się jednak trochę wycofana, co może być pokłosiem braku sceny i wspomnianych uciętych częstotliwości.
Które słuchawki kostne wybrać?
Trudno powiedzieć jednoznacznie, które słuchawki kostne będą dla ciebie najlepszym wyborem. Wszystkie trzy wyróżniają się różnymi rzeczami. Nie wyobrażam sobie biegania po zmroku bez podświetlenia w słuchawkach Philipsa, a jakość dźwięku, czas pracy i powerbank w Suunto Wing to coś, co sprawia, że chcę dorzucić kilka stówek więcej. Miłośnicy pływania oraz biegów zdecydowanie powinni rzucić okiem na model Creative.
Creative Outlier Free Pro+ | Suunto Wing | Philips TAA7607BK |
![]() | ![]() | ![]() |
![]() | ![]() | ![]() |